Sądziłem, że gorszego tytułu od "Pierwszy post" wymyślić się nie da. A jednak... Nic nie przychodzi mi do głowy, więc niech tak zostanie.
Na wstępie chciałbym podziękować tym wszystkim, którzy wyrazili swoją opinię w komentarzach. Bardzo się z nich cieszę :-)
Jutro (choć to prawie dzisiaj) zamierzam przejść się do fotografa po zdjęcia "do dyplomu". Z tej okazji odszukałem swoje zdjęcie na komputerze; możecie je od dzisiaj obejrzeć w moim profilu. Wiem, i tak większość z Was wie jak wyglądam, ale tak na wszelki wypadek... ;-)
W każdym razie jutro pojawię się w szkole na bardzo krótko, właśnie w związku z owymi wspomnianymi już zdjęciami. Muszę je do jutra donieść prof... hmm... może zamiast Ś. nazwiemy ją, dajmy na to, Żyrafą? 'Ś.' jakoś mi zbrzydło.
Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą: pojawił się nowy Vault (link po prawej). Jest on aluzją do
tego(ang) opowiadania.
Co jeszcze? Nie wiem. Zmęczony jestem. Wiem, marudzę...
Miałem dzisiaj w nocy sen, który o dziwo nadal pamiętam. Nie potrafię sobie przypomnieć niektórych odczuć mu towarzyszących ale jest z nimi tak, jak z przyjemnością ze zjedzenia czegoś; wiem że mi smakowało, potrafię sobie przypomnieć ten smak, ale samego odczucia przyjemności już nie.
Sądzę, że "materiałem stymulującym" (patrz: matury ustne z języków obcych) do snu stały się dwa opowiadania Frederika Pohla (
bardzo podoba mi się jego styl):
23 słowa i
Dzień Milionowy. Nie chcę tutaj przytaczać ich treści, lecz w ogólnym zarysie pierwsze mówi o człowieku posiadającym zdolności nadludzkie, drugie zaś o świecie ludzi za tysiąc lat (milionowy dzień AC). Kto chce niech da znać.
Zaś co do treści... mogłem poruszać się z dużą prędkością po galaktyce. Ktoś powiedział, że tak naprawdę wszystko (to znaczy inne galaktyki) jest bliżej niż wygląda, a to obłoki międzygwiezdne zakrzywiają czasoprzestrzeń tak, że wydaje się inaczej. Widziałem znajomy mi obraz galaktyki... który nagle "wyprostował" się. I wiedziałem że ten drugi jest
prawdziwy. Gdy wylądowałem w łóżku, które natenczas było jedynym sprzętem, którego byłem świadomy; było jakby miejscem na którym mogłem usiąść by obserwować dalej galaktykę, obdarowany zdolnością podobną do tej, którą posiadał pewien bohater książkowy
(o tej porze ciężko jest mi skojarzyć tytuł i imię postaci; na pewno był magiem, chciał zostać bogiem... jego oczy były jak klepsydry... O! Cykl powieści to "Dragonlance", ale bohatera dalej nie pamiętam). Gdy spojrzałem na niebo i galaktykę (skupioną wizualnie w obszarze kilkunastu stopni, jakbym patrzył się z przestrzeni niedaleko czarnej dziury), widziałem po kolei stadia ewolucji gwiazd. Całkiem ładne to fajerwerki były.
Było coś jeszcze, ale tego na pewno nie umieszczę w blogu.
Dość już na dzisiaj. Przez ten sen zrobił się z tego posta prawdziwy ślimak. Patyk zasnął już na stojąco...
Dobranoc.